piątek, 23 października 2020

Psina

           Ludwik Jerzy  Kern

W parku,

Na ławce,

Pod kasztanem,

Siedziała psina ze swym panem.

Pan zaczytany był w gazecie,

Zapomniał pan o całym świecie,

O parku,

O jesieni wdzięku...

Ale smycz mocno trzymał w ręku.

Psina zerkała w prawo

W lewo

I pogrążała się w męczarniach,

Co krok to rośnie jakieś drzewo...

Co parę metrów jest latarnia...

Jak więc nie cierpieć w takiej chwili?

( Ja bym oszalał, moi mili ).

Kapały psinie z oczu łezki,

A tu w dodatku inne pieski,

Na przełaj,

Na skos,

Poprzez trawkę

Do psiny zbiegły się pod ławkę.

Kręcą się,

Robią dużo wrzawy,

I nawołują do zabawy.

A psina nic,

Do rączki pana

Jest, że tak powiem, przywiązana.

Spostrzegły pieski smycz, co wiąże,

Więc namawiały:

- Zerwij ją że!

Niech cię to świństwo już nie trzyma!...

- Za nic! -warknęła na to psina -

Ja wiem; zazdrosne, lecz głupieście,

To najładniejsza smycz jest w mieście...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz