Ludwik Jerzy Kern
Pewien jeż, iglaste zwierzę,
w ogrodzie będąc na spacerze,
spotkał się z różą dość wysoką
oko w oko.
Obejrzał ją,
pomedytował,
w końcu odezwał się w te słowa:
" W imieniu wszystkich jeży w świecie
pozdrawiam cię kolczasty kwiecie!"
Dwornie się przed " kuzynką " schylił
i dalej mówi o tak, mili:
" Cieszę się,że masz piękne kolce,
nie to, co jakieś byle golce!
Bo mówiąc szczerze między nami,
liczą się ci, co są z kolcami.
Bez kolców, cóż to jest za życie?
Małe, nieważne, nędzne, tycie!
Nie ma lepszego nic nad kłucie!
Ach, kłuć - to piękne jest uczucie,
Ja ciągle kłuję jak jeż,
ty jako róża kłujesz też.
To przecież dowód jasny czyni,
żeśmy krewnymi w prostej linii.
Pocałuj mnie... "
A róża na to:
" Okropny z ciebie, jeżu, matoł!
Czy nie wiesz, choć to proste takie,
że kłucie może być dwojakie?
Ja - gdy ukłuję kogoś w rękę,
to robię to mniej wiécej z wdziękiem
i barwą kwiatu, czarem woni,
nagradzam mu draśnięcie dłoni...
A ty co?
Kłujesz, kłujesz, kłujesz
i niczym się nie rewanżujesz.
Kolor twój żaden, zapach - ech...
Więc jakiś ty mój krewny...
Śmiech!..."
Pomysł tej bajki zapożyczyć śmiałem
od Niemcewicza. Jego zakończę morałem:
Młodzieży! W płytkich żarcikach zbyt chyża
naśladyj różę, ale nigdy iża.
Jeśli z ust ostre słówko się wyśliźnie,
niech grzeczność balsam niesie małey bliźnie...